karatekyokushin.info

Filozofia kyokushin Oyamy

Gdyby ktoś mnie spytał, czemu należy w życiu poświęcić najwięcej czasu, odparłbym: „Ćwiczeniom". Więcej czasu przeznacz na ćwiczenia niż na sen. Bez względu na ich cel, nie będziesz żałował, jeśli stanie się to żelazną zasadą. Wśród istot ludzkich - jedynych stworzeń na Ziemi świadomych, co to znaczy żyć - najwyżej premiuje się umiejętności zdobyte. Ludzie zdolni są do prawdziwej nieograniczonej degradacji, są też zdolni do praktycznie nieograniczonego rozwoju i równie wielkich osiągnięć. Powodzenie zależy od celów i pilności w dążeniu do nich. Osoba o wzniosłych celach, ale leniwa, prawdopodobnie dba tylko o pozory. Jej intencje są na pokaz i mogą być przysłonięte żądzą władzy czy bogactwa.

Prawdziwie ważne cele stwarzają sytuacje, w których człowiek nie musi się niczego wstydzić. Taki człowiek nie straci nigdy ani chwili. Charakter celów ma oczywiście różne znaczenie. Jeżeli ktoś stawia sobie pewne cele ale jest niedbały i zmienny, to jego cele nie są zapewne tak duchowo ważne, jak mu się wydawało; i nie udało mu się opanować metody ćwiczeń wiodących do osiągnięcia tych celów. Mam bardzo żywotną naturę. Być może dlatego właśnie w wieku trzynastu czy czternastu lat ćwiczyłem bardziej intensywnie niż ktokolwiek w szkołach karate, które odwiedzałem. Może to tłumaczyć, dlaczego zdobyłem shodan w wieku piętnastu lat, a drugi dan w wieku osiemnastu. Jako dziecko nie cieszyłem się dużym wzrostem, ale rosłem w miarę uprawiania karate. Podejrzewam, że gdyby nie karate, pozostałbym niskiego wzrostu. W tej kwestii, jak i w wielu innych, inspirowało mnie pragnienie, aby stać się równie silnym i odważnym, jak japoński szermierz Miyamoto Musashi. Jednak, pomimo tej ambicji, decyzję o całkowitym poświęceniu się karate podjąłem dopiero w wieku dwudziestu lat. Gdy wyjechałem z domu do szkoły w Tokio, musiałem pracować, aby pokryć wydatki. Ponieważ cały czas rygorystycznie trenowałem karate, potrzebowałem pożywnego jedzenia i wobec tego zdecydowałem się na pracę w stołówce studenckiej, gdzie jedzenia było w bród.

12 godzin dziennie

Zdecydowawszy się po wojnie wyłącznie na karate TRENOWAŁEM PRZEZ DWANAŚCIE GODZIN DZIENNIE. W tym miejscu powinienem chyba przedstawić wypadki, które spowodowały, że poświęciłem się karate na zawsze. Tuż po wojnie, brak żywności i innych dóbr był w Japonii tak dotkliwy, że młodzi ludzie nie są sobie w stanie tego wyobrazić. Cały świat zdawał się walić; najlepszym sposobem na zapewnienie sobie pieniędzy, jedzenia czy innych rzeczy było stać się członkiem gangu. Głęboko rozczarowany klęską narodu, za który gotów byłem oddać życie, znalazłem się w rozpaczliwym stanie. Ale miałem przecież czwarty dan w karate. A ludzie z moją siłą i umiejętnościami byli w gangach użyteczni jako ochrona.

Postanowiłem więc wstąpić do gangu. Nie bytem jednak dumny z tego wyboru. Choć żyłem łatwo i w luksusie, bytem ponury i smutny. Przechodziłem od przyjemności do przyjemności bez prawdziwego szczęścia. Wygrywałem wszystkie bójki, ale w sercu czułem pustkę. Wreszcie, ponieważ pobiłem kilku żołnierzy amerykańskich, aresztowano mnie i trafiłem na pól roku do więzienia z rozkazu kwatery głównej Wojsk Okupacyjnych. Za moim gwałtownym czynem kryło się niezadowolenie z pokonania Japonii i chciałem pokazać, ze przynajmniej ja nie poddałem się Amerykanom. Tym niemniej byłem winien napadu. Myśl ta była nie do zniesienia, chociaż wcześniej przeżyłem już coś podobnego. Kiedy wojska okupacyjne wtrąciły mnie do więzienia, mogłem jedynie ukarać się samooskarżeniem i świadomością własnego upadku. Zadawałem sobie pytanie, co ze mną będzie. Czyżby moje młodociane ambicje o wielkości, o tym, aby nigdy nie wstydzić swoich uczynków, rozwiały się? Co miałem robić? W amerykańskim więzieniu przypomniałem sobie upokorzenie, jakiego zaznałem przed laty, gdy ojciec związał mnie i zamknął w szopie. W nocnej ciszy słyszałem jego słowa: „Nic dobrego z tego chłopaka nie wyrośnie!".

Tylko karate

Mniej więcej w tym czasie wpadł mi w ręce egzemplarz życiorysu Miyamoto Musashiego. Czytałem tę książkę już wcześniej, ale ponowna jej lektura w więzieniu, poruszyła mną do głębi. W jednej ze scen książki Musashi, zawieszony na gałęzi starego cedru, jest strofowany przez Takuan Soho, który tłumaczy młodzieńcowi, że powinien spróbować spożytkować swą siłę dla dobra innych ludzi, jeśli nie całego narodu. Dalej, mówi on Musashiemu, że powinien się wstydzić, iż będąc istotą ludzką, żył dotychczas jak dzikie zwierzę. Doskonale rozumiałem w więzieniu, co musiał wówczas czuć Musashi. Współczułem mu i łkałem, czytając raz po raz ten sam fragment książki. Samotny w amerykańskim więzieniu, prawie bez żadnych kontaktów z ludźmi, ujrzałem promyk światła. Wyglądając przez zakratowane okno przysiągłem sobie, ze na wolności oddam się całym sercem JEDNEJ SPRAWIE: KARATE.

Słynny mnich zen, Dogen (1200-1253) zalecał gorliwość w medytacji. Dla mnie gorliwość była podstawą aktywnego treningu. Bez chwili wytchnienia, ciągle w ruchu, znajdowałem się na ogół w stanie ekstazy wywołanej wykonywanymi ćwiczeniami. Ludzie brali mnie za szaleńca. Napisałem sobie dwanaście haseł, których w tamtym czasie, po opuszczeniu więzienia, nie przekazałem nawet swoim uczniom. Oto drugie z nich: trening podobny jest do wspinaczki; musisz iść do przodu bez wytchnienia. Odpoczynek powoduje cofanie się do uprzednio osiągniętych stadiów rozwoju. Wytrwałość doskonali technikę, ale choćby dzień przerwy oznacza regres. Temu trzeba zapobiegać. Każdego dnia człowiek powinien poszerzać granice swoich możliwości. Zrób o jedną „pompkę" więcej niż wczoraj. Prowadź notatki. I jeśli granica wydaje się być nie do przekroczenia, z całej siły staraj się ją złamać. Taki właśnie jest sens treningu. A gdy ową granicę przekroczysz, wstąpią w ciebie nowe siły - duchowe i fizyczne. Staniesz się nowym, innym człowiekiem.

Wieczny rozwój

Zawsze pamiętaj, że cierpienie związane z pokonywaniem trudności przydaje świeżych sił. O tym właśnie trzeba pamiętać trenując przez tysiące, dziesiątki tysięcy dni. Ćwiczenia powtarzane według własnego schematu do tych samych granic i bez coraz to nowych wyzwań, to tylko gimnastyka. Nauka prawdy i istoty sztuki wali w niczym nie przypomina łatwości, z jaką można ją opisać słowami. Najważniejsze to posuwać się małymi kroczkami do przodu. Człowiek pracujący nad sobą w ten właśnie sposób twierdzi nagle, że jest silniejszy i bardziej zręczny technicznie niż mu się wydawało. Przeciwnik, jeszcze niedawno taki duży i groźny, teraz wygląda na małego i słabego. Zdarza się, że ktoś robi wrażenie bardzo zapalonego do treningu, ale w rzeczywistości jest wręcz leniwy. Lecz każdy, kto ćwiczy pięć razy dłużej i dziesięć razy lepiej niż inni, wkrótce stanie się wybitny. Tym niemniej, samozadowolenie, nawet uzasadnione postępem wskazuje na niskie cele. Dobre wyniki to zaledwie jeden z wierzchołków. Za każdym triumfem leżą następne wierzchołki czekające na zdobycie. Celem ostatecznym jest stan ducha i umysłu. Sława, pokonani przeciwnicy, to zaledwie kamienie milowe na bardzo długiej drodze.

„The Kyokushin Way"
Tłumaczenie RAFAŁ SĘKOWSKI


Artykuł z numeru Budo Karate:




opublikowano: 2012-12-07